Leonardo da Vinci to artysta ponadczasowy. W świecie sztuki, a także poza nią nie ma sobie równych. To geniusz, w którego przeszłości nie przestają "grzebać" kolejne pokolenia. Stąd, raz na jakiś czas pojawiają się sensacyjne doniesienia na temat artysty i jego dzieł, poddające w wątpliwość to, co dotychczas ustalono. Nic więc dziwnego, że Leonardo jest postacią, która nieustannie frapuje, szczególnie osoby związane na co dzień ze sztuką. Jedną z takich osób jest właśnie autor książki, będącej przedmiotem dzisiejszego wpisu - Martin Kemp - historyk sztuki, który przez 50 lat zajmował się dziełami Leonarda da Vinci, czym zasłużył sobie na miano jednego z najwybitniejszych znawców jego twórczości. Popełnił on książkę, która wbrew pozorom nie jest biografią Leonardo, nie jest też autobiografią samego autor, na co mógłby wskazywać tytuł. Czym więc jest ta pozycja? Sam autor nazywa ją "opisem jego osobistej relacji z Leonardo". Czyż nie brzmi to intrygująco? Książka wykraczająca poza gatunkowe schematy, o artyście, który także w swojej twórczości był ponad schematami...
Mimo iż, książce daleko do biografii, to jednak znajdujemy w niej krótki, aczkolwiek wyczerpujący opis życia i osiągnięć Leonarda. Jednak ów informacje mają stanowić swego rodzaju kontekst do rozważań na temat wybranych jego wybranych dzieł. A rozważania te, co warto podkreślić, nie są jedynie, zamkniętą w sztywnych ramach, analizą naukową. W tym przypadku chodzi o coś więcej...
Można powiedzieć, że narracja tej książki jest niejako spisem refleksji Kempa z wędrówki ścieżkami Leonarda. Autor dzieli się z nami osobistymi doświadczeniami wynikającymi ze spotkania z dziełami tego twórcy, odczuciami, które pojawiły się w zetknięciu z geniuszem.
"[...] gdy tylko znalazł się z nami w pokoju, wszystkie obawy obserwatorów zniknęły - obraz przejął kontrolę. Odczucie jego obecności jest osobliwe. On żyje. Modelka wydaje się reagować na nas, tak samo jak my reagujemy na nią. Poprzez widoczne pęknięcia, brudny werniks i plamiste retusze, jej pełne przekory spojrzenie i zachęcający uśmiech wkraczają w naszą przestrzeń z zadziwiającą żywiołowością"
"Pojawiła się subtelna magia, wznosząca się ponad lata postępujących zniszczeń
- magia właściwa tylko naprawdę wielkim artystom"
- magia właściwa tylko naprawdę wielkim artystom"
Dowiadujemy się jak krok za krokiem autor zgłębiał wiedzę o tym wyjątkowym artyście, o jego dziełach, szczególnie też o tym, jakie były ich losy po śmierci artysty m.in. jak przebiegała ich renowacja i jakie trudności napotykano. Autor poruszył też tematykę kopii słynnych obrazów, wskazując na cechy demaskujące falsyfikaty.
Między osobistymi refleksjami, Kemp niejednokrotnie zaskakiwał czytelników ciekawostkami z życia artysty m.in. tego, że oprócz sztuki, w kręgu jego zainteresowań znajdowały się jeszcze: anatomia, optyka, matematyka, geometria, kamienie szlachetne i wiele, wiele innych. Tym samym, ukazując nam Leonarda, nie tylko jako artystę, kojarzonego głównie z "Mona Lisą" czy "Ostatnią wieczerzą", ale jako wszechstronnie uzdolnionego człowieka, niejednokrotnie wyprzedzającego swoimi pomysłami czasy, w których żył i tworzył.
Kolejne rozdziały skupiają się na poszczególnych obrazach m.in. "Ostatniej wieczerzy", "Madonnie z kądzielą" czy też słynnej "Mona Lisie" ukazując jej drogę od portretu do uniwersalnego obrazu.
"Leonardo jest postacią tego rodzaju, który należy studiować angażując w to całe serce,
albo nie studiować jej wcale"
albo nie studiować jej wcale"
W książce znajdziemy również interesujące przemyślenia autora, na temat sposobu percepcji dzieła, wskazujący na jego kulturowy charakter.
"Postrzegamy obraz poprzez zamglone opary, na które znajdują się wizerunki obecne w kulturze popularnej, takie jak reklamy, parodie, komiksy, pamiątkowe kubki, magnesy na lodówkę, T-shirty, majtki od bikini, pornograficzne wizerunki oraz miliony reprodukcji […]"
Autor zwraca uwagę na to, jak różna może być interpretacja obrazu w zależności od widza, jego punktu widzenia. I tak podaje, że socjolog - będzie doszukiwał się społecznego przesłania dzieła, konserwator z kolei - skupi się na stanie zachowania obrazu. Jeszcze inaczej spojrzy na dzieło handlarz sztuki, który to uwagę skupi na tym, co najistotniejsze z punktu widzenia sprzedaży. To bardzo ciekawe spostrzeżenie, które uświadomiło mi, jak różnorodny może być odbiór i interpretacja dzieła.
"Faktyczna, fizyczna obecność dzieła sztuki zawsze różni się od jego fotograficznego wizerunku"
W ostatniej części, autor przywołuje swoje wspomnienia związane z tworzeniem wystawy poświęconej Leonardowi. Ponadto Kemp porusza także zagadnienia kodów ukrytych w obrazach, nawiązując do fenomenu popularności "Kodu Leonarda da Vinci" - Dana Browna. Przedstawiaja swoją refleksję na temat nieprawdopodobnych teorii, które narosły wokół dzieł tego artysty. Jak Kemp zapatruje się na spekulacje dotyczące tajnych kodów umieszczonych w obrazach? Czy faktycznie dzieła ukrywają jakieś drugie dno?
Z książki dowiemy się m.in.:
Jakie było pierwsze zlecenie Leonarda da Vinci?
Kto był zleceniodawcą "Ostatniej wieczerzy"?
Kim była Mona Lisa? - czyli nieustanny spór wśród wyznawców teorii spiskowych
Kto był adresatem testamentu Leonarda?
Które dzieło było dla Leonardo swego rodzaju manifestem malarskim?
W identyfikacji, którego skradzionego obrazu, pomagał autor Martin Kemp?
W jakim celu robi się zdjęcie rentgenowskie obrazom?
W czym tkwi sekret geniuszu Leonardo?
I wiele, wiele innych...
"Mój Leonardo" nie jest książką przytłaczającą swoją naukowością, czy opisami niezrozumiałymi dla osób niezwiązanych na co dzień ze sztuką. Kemp klarowanie przekazuje wiedzę, sprawiając, że z każdą stroną zaciekawienie czytelnika wzrasta. Wielką zaletą tej pozycji, jest sposób, w jaki autor pisze o dziełach - literacki język pełen metafor sprawia, że lektura jest niebywałą przyjemnością. Czuć, ze mamy do czynienia z pasjonatem sztuki, zwłaszcza renesansowej.
Nie sposób też pominąć bogactwa wyraźnych ilustracji (w liczbie aż 105!), które stanowią idealne uzupełnienie poruszanych treści. Naprawdę warta przeczytania pozycja.
Nie sposób też pominąć bogactwa wyraźnych ilustracji (w liczbie aż 105!), które stanowią idealne uzupełnienie poruszanych treści. Naprawdę warta przeczytania pozycja.
Za możliwość zapoznania się z tą pozycją dziękuję Wydawnictwu Arkady
Komentarze
Prześlij komentarz