Przejdź do głównej zawartości

Recenzja "Mokre rzęsy dziewcząt" Maciej Adamczyk


Powiedzieć, że ta książka jest dziwna, to jak nie powiedzieć nic... Ta książka jest ta oryginalna, specyficzna, pozostawia czytelnika z takim dysonansem, że właściwie to nie wiem, co mam Wam o niej sensownego napisać... :P Przeczytałam ją raz... Przeczytałam ją drugi raz... Przeczytałam ją... Nie, nie, żartuję :D Trzeci raz, nie dałabym się wplątać w przedstawione na stronach książki historie :D 

W przypadku "Mokrych rzęs dziewcząt" mam do czynienia z dziwną powieścią, a właściwie czymś na kształt gawędy, bowiem autor w trakcie "opowiadania" wplata swoje przemyślenia, czyniąc to w bardzo specyficzny sposób, bo jak inaczej nazwać chociażby takie coś: 

"To może i ja Wam coś powiem, tak dla odmiany. O czymś, o czym na pewno warto wspomnieć. Coś w rodzaju niesamowitego aforyzmu od autora. Bo chodzi o to, że... albo w sumie to nie. Chuj z tym. Szkoda strzępić ryja."                                                                                                    

Próbując przelać moje refleksje dotyczące tej pozycji, zacznę od tego, jak zachęca do sięgnięcia po nią wydawca: 

"Mokre rzęsy dziewcząt" to historia, która sprytnie łączy w sobie potencjał gromkich wzruszeń i dekonstrukcji miłosnego pola gry. Maciej Adamczyk gra na słowach tak, jakby po gęstych rzęsach przejeżdżał smyczkiem namoczonym w żywicy. To nie 99 problemów, ale 99 stron, a każda z nich to harda emocjonalna przeprawa dla wymagającego czytelnika.

Brzmi intrygująco... Nieprawdaż? Przynajmniej, jak ja przeczytałam tę krótką wstawkę, zapragnęłam bliżej zapoznać się z tą pozycją. Czy to był błąd? Nie powiedziałabym, traktuje to raczej jako dosyć ciekawe i niecodzienne doświadczenie czytelnicze. Mimo chaotyczności, niejednoznaczności, z pewnością zapamiętam tę pozycję na długo. Jednak czuje pewien niedosyt, bowiem po dwukrotnej lekturze nadal nie odkryłam sensu tej powiastki, tego co faktycznie autor nam próbował przekazać. Troszkę się mogę domyślać, jednak to jak wróżenie z fusów...

A może tak miało być? Może właśnie ta historia, miała być taka niejednoznaczna, miała stanowić pole do swobodnej interpretacji. Jak doszłam do samego końca i natknęłam się na jeden z fragmentów, zrozumiałam, że może o to właśnie chodziło autorowi, że nie zawsze czytelnik dostaje podane na tacy to, co by chciał, nieraz wizja autora jest inna od tej, którą zakłada sobie czytelnik i może po prostu powinniśmy to zaakceptować... 



Bezpośredniość... To kolejny epitet przychodzący mi na myśl, gdy myślę o tej książce. Autor nie bawi się w konwenanse. Już od samego początku pokazuje jak luzacki, wręcz lekceważący stosunek ma zarówno do czytelnika, jak i do swojego dzieła. Strategia dosyć niecodzienna, ale może w tym "szaleństwie" jest jakaś metoda :P Ponadto język jakim autor się posługuje... no cóż... Zresztą zobaczcie sami... [fragment powyżej]

I te wyszukane metafory...

"Siedziały sobie z płonącymi uszami, 
z bijącymi ładnie serduszkami, 
patrzyły razem na najbliższy ukos,
a chińczyk leżał ledwo żywy po dwukrotnym wpierdolu"

Zresztą mam wrażenie, że autor przez całą powieść gra z czytelnikiem w jakąś niewidzialną grę, której zasady zna tylko on... Próbowałam posklejać elementy trójwymiarowej literackiej układanki, którą nam zaserwował, ale chyba zgubiłam kilka puzzli :P  

Cała książka liczy zaledwie 99 stron. I chociaż przeważnie narzekam, że książki liczące tyle stron są za krótkie, to tutaj jestem wdzięczna autorowi, że na tym poprzestał. Nie wiem, czy udźwignęłabym kolejną lawinę absurdalnych sytuacji z udziałem tytułowych dziewcząt.

Przyznam się szczerze, że w pewnym momencie czułam się jak podczas lektury Ferdydurke. Kojarzycie tę lekturę ze szkolnych lat, w której absurd goni absurd? W przypadku "Mokrych rzęs dziewcząt" jest podobnie, z tą różnicą, że w Ferdydurke łatwiej jest odkryć sens, tutaj niekoniecznie... 



Jeśli macie ochotę, na naprawdę oryginalną, wymagającą skupienia pozycję i jednocześnie lubicie niejednoznaczne historie, to ta książka z pewnością przypadnie Wam do gustu. Niedopowiedzeń tam co niemiara! 

Z pewnością jest to pozycja, której polski rynek czytelniczy jeszcze nie widział! 


Za egzemplarz dziękuję Autorowi 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ZAPOWIEDŹ - PREMIERA 7 MAJA - "Dom z kryształu" & "Biznesowa miłość" Elżbieta Ceglarek

PREMIERA 7 MAJA Już jutro premiera moich najnowszych patronatów :)  Recenzja niebawem ;) TOM 1 TOM 2

W drodze ku wolności... "Kwiat pustyni" - czyli o tym, że blizny na duszy nigdy się nie goją...

"KWIAT PUSTYNI" Waris Dirie                                     Dzisiaj chciałabym sie podzielić z Wami moimi refleksjami dotyczacymi ksiażki pt. "Kwiat pustyni" Może ktoś z was czytał lub ogladał film. "Kwiat pustyni" to autentyczna historia kobiety Waris Dirie - powszechnie znanej jako somalijska modelka, pisarka, a także ambasadorka ONZ. Jej historia pokazuje, że piękno może skrywać bolesną tajemnicę.... "Prawdziwe piękno bowiem nie jest tym, co widać w lustrze lub na okładce ilustrowanego pisma - raczej wyraża się w tym, jak człowiek przeżywa swoje życie." Jest to swoista autobiografia, w której Waris opowiada nam historię swojego życia, naznaczonego bólem i cierpieniem. Swoją drogę ku wolności, poprzedzonej wieloma traumatycznymi wydarzeniami. Waris to kobieta pochodząca z somalijskiej wioski, ukazuje czytelnikom realia życia w swoim kraju, gdzie codzienne życie w nędzy i głodzie j...

"Surogatka" Louise Jensen - elektryzujący, pełen mrocznych tajemnic thriller psychologiczny. Książka, w której nic nie jest tym, czym się wydaje!!! (WYDAWNICTWO BURDA KSIĄŻKI)

"Surogatka" Louise Jensen Dzisiaj chciałabym się podzielić z Wami moimi odczuciami po lekturze książki "Surogatka" Louise Jensen. Muszę przyznać szczerze, że jest to książka, do której podchodziłam z pewną dozą dystansu. Jako wielbicielka thrillerów psychologicznych, po przeczytaniu wielu mniej lub bardziej udanych pozycji, mam pewną tendencję do tego, by przewidywać co się może kryć pod jakimś tytułem czy opisem. Podobnie stało się też w przypadku "Surogatki".  Początkowo było tak jak się spodziewałam, strona za stroną autorka jakby potwierdzała moje przypuszczenia, powodując, że w pewnych momentach uśmiech proroczej satysfakcji pojawiał się się na mojej twarzy. Jednak to, co okazuje się potem to jakaś PETARDA. Autorka do pewnego czasu pozwala karmić się złudzeniami, że czytelnik wie, jak potoczy się fabuła, jak zakończy się książka, pozwala mu uważać, że kontroluje sytuacje, by niespodziewanie znokautować zakończeniem, tak nieprzewidywalnym, któr...